Chronią Nas Mechaniczne Anioły

Chronią Nas Mechaniczne Anioły
,Ave in perpetum, frater, ave atque vale." - ,,Bądź pozdrowiony na wieki, bracie, witaj i żegnaj."

środa, 21 września 2016

Od Muetera cd Magnusa + wiadomość od admina

Magnus z każdą kartką stawał się bardziej poważny. Nagle spojrzał na mnie i wrócił wzrokiem do księgi i tak jeszcze dwa razy.
-Co się dzieje?-spytałem zdenerwowany.
-Nic-powiedział krótko Magnus-Młodzieńcze wiesz coś o swojej rodzinie?
-Nie, znam tylko ojca i wiem, że była kobieta, która była moją matką.
-Bill możesz nas zostawić samych?
-Magnusie, Mueter jest...
Przerwał mu Magnus.
-Wiem, ale to jest bardzo ważne.
-Dobrze...-powiedział i wyszedł.
Ja patrzyłem na Magnusa ze strachu.
-Spokojnie chłopcze. Kira nas nie usłyszy. Ta Księga jest bardzo potężną księgą i w nie właściwych rękach może stanowić zagrożenie.
-Skąd u mego ojca taka księga?
-Nie wiem, ale... Ta księga pochodzi z twojej rodziny. Na końcu znalazłem obraz. Dlatego wyprosiłem Billa.
Magnus spojrzał na mnie jeszcze raz i w końcu podał mi starą kartkę zgiętą na pół. Na niej widniał ten wizerunek:

 

Spojrzałem na to z przerażeniem, jednak przeszedł prze ze mnie dreszcz kiedy odczytałem przypis do zdjęcia. „Rok 1635, Mueter I Devalios w wieku 26 lat”. Padłem plecami na oparcie kanapy i nie wiedziałem co zrobić. Raptownie wstałem.
-Ale jak?-powiedziałem-Jak to możliwe. Kto to jest? Dlaczego wyglądam jak on? Kim ja jestem?
Magnus dał mi w ręce księgę.
-Nie jestem wstanie tego przeczytać. A ty?
Spojrzałem na stronicę tego co trzymałem w rękach. Litery układały się w słowa, słowa w zdania.
-” Jam jest Apokalipsa. Jam jest potężny. Traktat z wampirami i czarownica zawarty. Mój ojciec z krwi demona poczęty, matma zaś wampirem. Ma żona z rodu potężnych czarownic. Miałem być wielki. Potężny. Wielka Senta przysłoń powiedziała. Że syn moce obejmie i on apokalipsą zostanie. Jak syn z ojca zdjęty. Ze moje krwi i moje żony zrodził się syn. To nie ten. Miał przejąc pierworodny. Znów udałem się do rdzennego domu. Syn syna pierworodnego. Złość wielką zastałem w sobie i wróciłem do domu. Chowałem syna, aby był najlepszym. Mimo, że krwi jednolitej po nas nie dostał, tylko dziada krew ma. Wiem co mnie czeka. Będę musiał się poświecić aby mój wnuk przejął zadanie. w nim będzie część ma. On będzie apokalipsą. On zrówna ziemie. Tylko część moje krwi, mojej duszy. Mój sobowtór będzie wstanie to przeczytać i władać tą księgą”
Siadłem, bo nie dawałem rady z tym co przeczytałem. Pośpiesznie wyjąłem zdjęcia i był mój ojciec, który obejmował, z tego co wyszło mojego dziadka. Jednak jak zobaczyłem ostatnie zdjęcie rzuciłem je i złapałem się za głowę. Zrobiło mi się słabo. Całe moje życie legło w gruzach.
-Magnus-jęknąłem, kiedy on wziął zdjęcie i zobaczył:


[Magnus]

~~~~~~

W Twoim opowiadaniu znalazło się mnóstwo błędów interpunkcyjnych i literówek.

wtorek, 20 września 2016

Uwaga!

Wiem, że ostatnio posty są rzadko dodawane, też mam dużo rzeczy do roboty i nie mogę zajmować się wszystkim naraz. Blog nie zostanie zamknięty, chyba, że straci wielu członków.
Postacie Rebekah i Mefit zostaną usunięte z bloga w ciągu czterech dni, jeśli nie pojawi się opowiadanie od nich.
W najbliższym czasie może też zajść kilka zmian w regulaminie - o wszystkich zmianach poinformuję w poście lub wiadomościach na howrse.

Susan

Od Magnusa cd Muetera

Siedziałem u siebie, przeglądałem księgę, kiedy usłyszałem trzaśnięcie drzwiami.
-Kira?
-Tak, to ja - powiedziała. -Gdzie Alec?
-Poszedł coś załatwić w Instytucie, niedługo wróci - powiedziałem przewracając kartkę.
Weszła po schodach, co poznałem po niegłośnych tąpaniach. Wstałem i przeciągnąłem się, wyjrzałem przez okno, zauważyłem świeżo upieczonych parabatai przechodzących niedaleko. Już miałem się odwrócić, kiedy uważniej przyjrzałem się księdze, którą trzymał Mueter. Otworzyłem okno i wychyliłem się przez nie.
-Hej! - zawołałem.
Przystanęli i spojrzeli na mnie zaskoczeni.
-Drzwi ci się zacięły? - zapytał Bill.
-Bardzo śmieszne. Skąd macie tę księgę?
-Mój ojciec to wyrzucił z kilkoma zdjęciami.
-Nie obchodzą mnie zdjęcia - machnąłem ręką. - Co z księgą? Chodźcie no tu, chcę się jej przyjrzeć.
Chłopcy podeszli do drzwi, otworzyłem im i zaprosiłem do środka. Usiedliśmy u mnie w małym biurze, Mueter położył księgę na biurku. Wziąłem ją do ręki i zacząłem przeglądać kartka po kartce.
-Wiesz, skąd twój ojciec to ma? - zapytałem.
<Mueter?>

Od Kiry cd Gabriela

Spojrzałam na chłopaka i uśmiechnęłam się miło.
-Nic nie szkodzi. Gapa ze mnie, powinnam bardziej uważać - powiedziałam.
-Nic ci się nie stało?
-Nie, wszystko w porządku, jestem pewna - powiedziałam. - Też powinnam uważać, to już chyba trzeci raz, kiedy na kogoś wpadam.
Twarz chłopaka rozjaśnił wesoły uśmiech, w jego brązowych oczach zatańczyły iskierki. Długie, nieco kręcące się włosy opadały na ramiona.
-Jestem Kira - wyciągnęłam rękę w jego stronę.
-Gabriel - uścisnął moją dłoń.
Przyjrzałam mu się, miał na sobie dresowe spodnie, luźną koszulkę. Do tego wygodne buty.
-Widzę, że biegasz - powiedziałam.
-Tak, lubię zadbać o siebie - rzekł wzruszając ramionami.
-W takim razie nie przeszkadzam, może się jeszcze kiedyś spotkamy?
<Gabriel?>

piątek, 9 września 2016

Od Muetera do Magnusa

-I to bardzo dobrze-zaśmiałem się i uśmiechnąłem. Bill spojrzał na mnie, ja tylko poruszyłem brwiami. Westchnąłem. Bill poklepał mnie po ramieniu. -Bez Susan jesteś?-zmieniłem temat. -Została z Tomem. -Zaraz wracam. Bill złapał mnie za ramię. -Głodny jestem. Bill parzył tym swoim wzrokiem. -Zwierzęcą, mimo, że mnie osłabia. -Idę z tobą. -Jak chcesz. Pobiegliśmy do lasy i ja złapałem szybko łanię. Napiłem się i rękawem wytarłem twarz. -Mueter patrz! Twój ojciec.-Zauważył Bill. -Coś zrzuca z klifu. Odczekaliśmy jak poszedł i poszliśmy do tych rzeczy. -Różne książki, zdjęcia-nie patrzył na nie Bill dokładnie. -Przejrzę je, może się czegoś dowiem- zaśmiałem się i spakowałem je do swojej torby.
<Magnus?>

Od Gabriela do Ktosia

Ciężkie powietrze, nagrzane od porannego ranka i tych grubych zasłon, wybudziło mnie o wiele szybciej niż sam chciałem. Na zegarku widniała godzina 12, czyli spałem tylko.. 5 godzin.
Cóż. Przeciągnąłem się leniwie aż poczułem lekki ból w mięśniach. Tak to jest jak pracuje się do późna.
Jednak nie mogłem zwlec się z tego łóżka, leniwość dopadła mnie nawet, pomimo tego pięknego widoku za oknem.
Pogoda była wręcz idealna ale nie miałem w ogóle nastawienia, żadnego, aby ruszyć się i spotkać z ludźmi. Przetarłem oczy i przeczesałem wiecznie skudlone włosy. One również jakby powoli przesiąknęły temperaturą tego dusznego pokoju. Widocznie mam powód już aby wstać. Przewietrzyć te mieszkano i samego siebie.

Moja urocza kawalerka była na tyle mała ale wygodna, że spokojnie z łazienki starczyły dwa kroki do kuchni, od progu cztery do lodówki, obrót i talerz lądował na blat. Okna wszystkie były uchylone, czyli... 4? Ale wątpiłem aby jakkolwiek by pomogły. Na dworze było równie gorąco jak w domu.
Związałem mokre kłaki, zarzuciłem bezrękawnik, dresy i wygodne buty do biegania,nawet jeżeli powoli dobijała 14, to ja zawsze uprawiam sport po obudzeniu się.
Zamknąłem drzwi na klucz i z leniwością zbiegłem po schodach. Na początku szybka rozgrzewka, skłony, przysiady, rozciąganie nóg i heja!
Uczucie biegu, nawet lekkiego było najbardziej przyjemną rzeczą. Nawet jako bestia uwielbiam po prostu bieganie. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka a na twarzy przyjemny uśmieszek. Przymrużyłem oczy mijając piekarnię, czując zapach chleba i mijając ludzi, i powoli wbiegałem w centrum miasta, jak zawsze, kierując się na park.

Bieganie, wtedy czuje się wolny. Nie myślę o niczym, czuję jak moje ciało pracuje, pot mnie oblewa, ale jest to najlepszy z potów- pracy.
Gdy powietrze w moich płucach powoli zaczynało mnie kłóć, wiedziałem że dochodzę do granicy wytrzymałości. Ale byłem już w parku, to dobrze. Wczoraj dobiegłem do pierwszych ławek i padłem. Postęp jest, a najważniejsze aby nigdy nie stać w miejscu.

Zatrzymałem się przy fontannie na samym środku.
Ile to ja przebiegłem? Nie wiem, ale dopiero teraz odczuwałem wibracje w mięśniach i problem z oddychaniem.
Ale nawet nie chciałem liczyć, gdy uświadamiam sobie liczby tracę nagle zabawę. Teraz jednak traciłem oddech.
Jednak, z uśmiechem zadowolenia usiadłem na pierwszej lepszej, pustej ławce. Musiałem uspokoić oddech a z zaspania zapomniałem o kupienie sobie wody. Otarłem pot z czoła, wytarłem twarz o koszulkę i wstałem. Nie było mi jednak dane zrobić żadnego kroku bo wpadłem na drobną osóbkę.
-Przepraszam!-Od razu wyrzuciłem i złapałem ją przed przewróceniem się. Puściłem po chwili bo jednak, takie łapanie nie zbyt przystoi dwóm obcym sobie osobom.
Zmieszany i zakłopotany spojrzałem na nią, uśmiechnąłem się miło.

<Ktokolwiek ^^?>

niedziela, 4 września 2016

Od Kiry cd Muetera

Otuliłam się ciaśniej kołdrą, na wypadek, gdyby Mefit wrócił.
-Nie szkodzi, byle nie widział za wiele.
Mueter zaśmiał się i przytulił mnie. Później chciał odprowadzić mnie do domu, ale przeszkodził nam Mefit.
-Wychodzicie bez śniadania?
I dał nam talerz grzanek.
-Bawi się w normalnego ojca - wyjaśnił Mueter. -Wie, że nie jem normalnych rzeczy, to pewnie dla ciebie. Ale lepiej tego nie jedz.
Wysłuchałam jego rady, szliśmy pustą ulicą. Później tata chciał wciągnąć Muetera do domu, ale ten powiedział, że ma pewne rzeczy do zrobienia.
Siedząc u siebie w pokoju patrzyłam na odchodzącego Muetera. W jego stronę biegł jego parabatai.
-Czułem, że jest ci bardzo dobrze - mówił patrząc na Muetera, unosił brwi. -Coś ty robił? Byłeś w palarni opium? - oskarżycielski ton, Bill dźgnął go palcem w pierś.
Zaśmiałam się cicho i zajęłam się domowymi obowiązkami.
<Mueter? Bill?>

Od Muetera cd Kiry


Po skończonej czynności naturalnej siedziałem na łóżku i przytulałem ubraną w moją koszulę Kirę. Gładziłam ją po włosach i pocałowałem w głowie. Porozmawialiśmy troszeczkę, aż do ściemnienia się i Kira odłożyła moją koszulę i zasnęliśmy w siebie wtuleni.








Noc była bardzo przyjemna, jak i czynności naturalne (czyt. seks). Śniła mi się ona. Moja piękna Kira. Obudziłem się pierwszy, jednak nie ruszałem się, żeby nie zbudzić mojej piękności. Po jakieś chwili też się obudziła.
-Cześć skarbie-powiedziała zaspana Kira.
Odpowiedziałem jej pocałunkiem.
-Widzę, zę była bardzo dobra zabawa-powiedział Mefit siedzący na skraju łóżka.
Kira automatycznie zakryła swoją nagość kołdrą.
-Miałeś wrócić za parę dni...-burknąłem.
-Ale wróciłem wcześniej.
-Wyjdź-powiedziałem wścieklej.
-Już, już spokojnie, bo ci żyłka pęknie-powiedział i wyszedł.
-Przepraszam, Kira.
[Kira?]

Od Kiry cd Muetera



Czułam słodki smak jego ust, jego ciepłe dłonie na moje moich policzkach.
Nagle Mueter odwrócił się, patrzyłam na niego nie rozumiejąc. Położyłam dłoń na jego ramieniu. Odwróciłam go do siebie i pocałowałam. Zaczął prowadzić mnie do domu, weszliśmy po schodach.
Zastanawiałam się, czy to nie za wcześnie, ale czy nie liczy się miłość między nami?
Jedwab jego koszuli na moich palcach, dotyk gładkiej skóry, zetknięcie ciał.
Zamknęłam oczy czując przyjemność jego dotyku i pocałunków.
<Mueter?>

Od Muetera cd Kiry

Też pokusiłem się na ciasto, mimo, że i tak nie czułem smaku. Alec dalej patrzył na nie jakby chciał mnie zabić,  natomiast Magnus co chwile mnie zagadywał.
-Auu-krzyknęła lekko Susan.-Kotek mnie podrapał.
-Może się czegoś..-zacząłem i spojrzałem na lecącą krew.
Wybiegłem zanim moje oczy zrobiły się czerwone. Byłem koło swojego domu. Słyszałem jak ktoś za mną biegnie. To była Kira. Sałem do niej tyłem.
-Mueter, co się stało?
-Kira zostaw mnie. Jestem potworem.
-Mueter, nie jesteś.
-Odejdź póki coś ci nie zrobię.
-Nie boję się ciebie.
Milczałem jak grób, nie chciałem jej skrzywdzić.
-Mueter kocham cię.
Odwróciłem się do niej, zobaczyła mój smutny wyraz twarzy. Milczeliśmy przez chwilę. Jednak się przemogłem. Podszedłem do niej, ująłem jej twarz dłońmi i namiętnie pocałowałem.
[Kira?]

Od Kiry cd Muetera



Siedziałam w salonie, pogrążona w myślach. Tata przyniósł mi herbatę i trochę ciasteczek, które sam upiekł, bez używania magii. Alec siedział w swoim biurze i przeglądał swoje papiery, stare notatki z misji i inne rzeczy, w które pewnie nigdy nie będzie dane mi zajrzeć.
Usłyszałam pukanie do drzwi, otworzył je mój ubrany w różowy szlafrok ojciec.
-Dobry wieczór, Magnusie - usłyszałam Susan. - Wybacz, że niepokoimy o tak późnej porze.
-Nie przejmuj się, u nas zawsze jesteście mile widziani, wejdźcie.
Trójka przekroczyła próg naszego domu. Bill, Susan...
I Mueter.
Uśmiechnął się do mnie, ja owinęłam się ciasno kocem.
-Możemy chwilę porozmawiać? - zapytał.
Usłyszałam kroki Aleca na schodach, gdy zszedł na dół spojrzał na przybyłych.
-O, co za niespodzianka - powiedział. -Mueter, Bill, gratuluję wam po raz kolejny.
-Zaczynam się czuć jakbyśmy wzięli ślub - powiedział Bill, na co Susan z uśmiechem trzepnęła go w ramię.
Wstałam, złapałam Muetera za ramię i zaciągnęłam do ogrodu na tył domu.
-O co chodzi? - zapytałam.
-Chciałem cię przeprosić. To już się nie powtórzy, nie ma już we mnie demona. Jestem Nefilim i wampirem, już wszystko w porządku.
Zamyśliłam się na chwilę, przyjrzałam się jego runom. Uwierzyłam mu.
-Dobrze - powiedziałam i położyłam dłoń na jego policzku.
Później wróciliśmy do środka, Bill, Susan, mój tata i Alec siedzieli przy stole, na którym stał talerz z ciastem, mniejsze talerzyki, filiżanki i dzbanek z herbatą. Dołączyliśmy do reszty.
-No a wy - zwrócił się do Billa i Susan Alec. -Planujecie coś większego odnośnie waszego związku?
Susan z naszym kotem na kolanach i Bill zastygli, a Mueter i ja zaśmialiśmy się, podczas gdy mój tata zajadał ciasto.
<Mueter? Bill?>

Od Muetera cd Susan do Kiry

-Już lepiej?-spytał Bill. 
-Tak-powiedziałem chropowato. 
-Co się stało? 
-Pamiętam jedynie, jak ojciec wściekły wbijał mi kołki, nie wiem dlaczego. 
-Spokojnie, już jest dobrze. 
-Widzieliście Kirę?
 Milczeli. 
-Widzieliście Kirę?
-Tak, Mefit chciał jej coś zrobić jednak my zapobiegliśmy temu. Ale spokojnie Mueter. Mam coś dla ciebie-powiedział Bill i wręczył mi butelkę krwi.-Zwierzęca. 
-Może się uda-powiedziałem i wypiłem.-Dzięki, działa zwierzęca. Susan, mam prośbę. 
-Dawaj.
-Kira nie ma przyjaciółki. Nie mówiła mi tego, ale czytałem jej myśli.
-Postaram coś zrobić. 
-Dziękuję. 
Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, 
ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Za­myka się w sobie. Ja po stracie znalazłem ją. Mam nadzieję, że mi wybaczy.
[Kira?]

Od Susan cd Billa, Muetera

Szłam za nim, starając się go dogonić, był o wiele szybszy ode mnie. Co jakiś czas stawał, abym mogła się do niego zbliżyć. W końcu wściekłam się i narysowałam sobie run szybkości. 
W końcu dotarliśmy na miejsce - pod dom Mefita. Ostrożnie weszliśmy do środka i rozejrzeliśmy się, przeraziłam się widząc leżącego na ziemi Muetera. Klęknęliśmy przy nim i ostrożnie wyciągaliśmy kołki z jego brzucha, Bill rysował iratze - gdy runy rysował parabatai miały większą moc. W końcu rany zagoiły się, zakrwawione kołki leżały nieopodal. Bill rozpalił ogień w kominku i spaliliśmy je. Muetera siedział na podłodze, a my przy nim. 
<Bill? Mueter?>

Od Billa/Muetera cd Susan

Susan i jak po myciu udaliśmy do mojej sypialni. Położyliśmy się dzisiaj wyjątkowo grzecznie i zasnęliśmy jednak nie na długo, kiedy przyśniło mi się cierpienie Muetera. Wstałem tak, aby nie budzić Susan. Jednak i tak kiedy wychodziłem obudziła.
-Gdzie idziesz?-spytała zaspana. 
-Mojemu parabratai coś się dzieje. Czuję to. 
-Poczekaj, idę z tobą. 
-Susan, proszę cię, zostań. 
Jednak i tak zrobiła swoje i poszła za mną. 

*** 

Przeglądałem półki i książki ojca. Jedną książkę przez omyłkę zrzuciłem, ale wypadło z niej zdjęcie. Podniosłem je i miałem włożyć z powrotem, jakby nie pewien fakt. 



 Kira? Przecież to niemożliwe. Spojrzałem na odwrót, pisało: "Katherina Pietrova Devalios, rok 1769" W tym roku mój ojciec się urodził. Przecież to nie może być Kira. Wtedy poczułem silny ból na szyi. Potem zobaczyłem ojca, który mnie przygwoździł do ściany.
-Kto pozwolił ci to oglądać?!
-Przepraszam, ja tylko....
-Masz zapomnieć o tym zdjęciu-użył ojciec perswazji na mnie, zapomniałem o zdjęciu. -A teraz pożałujesz.
Ojciec połamał krzesło i po kolei sześć kołków wbił mi w brzuch. Ból był niemiłosierny. Krzyczałem przez zęby.
-Teraz naprawdę wrócę za parę dni-powiedział i znikł. A ja w cierpieniu nie mogłem się ruszać.
[Susan?]

Od Susan cd Billa

Między drzewami zauważyłam Kirę, przed nią stał Mefit uśmiechający się szyderczo.
Przytknęłam mu serafickie ostrze do gardła.
-Zostaw ją - warknęłam.
Bill stał tuż za mną ściskając w dłoni rękojeść swojej broni.
-Spokojnie, nic jej nie zrobię - uśmiechnął się Mefit. -Zaraz, to ty jesteś małą Nefilim, którą wtedy zraniłem?
Nie odezwałam się, spojrzałam na niego morderczo.
-Nie przypuszczałem, że to przeżyjesz - powiedział. - Niech zgadnę, Magnus Bane? Doprawdy, jak możecie zadawać się z podziemnymi?
-Za dużo gadasz - warknęłam przyciskając czubek ostrza do jego szyi.
-Zrób to, przecież i tak wrócę.
-Nawet, jeśli cię poszatkuję?
-Susan, spokojnie - powiedział Bill.
-Odejdź. I zostaw Kirę w spokoju.
-Jak sobie życzysz - powiedział Mefit, po czym wyparował.
Odprowadziliśmy Kirę do domu i ruszyliśmy w drogę powrotną do Instytutu.
<Bill?>

Od Billa cd Susan

-Moja kochana Susan 
Gwiazdo mego życia 
Światło mej drogi 
Moja kochana 
Moja jedyna 
Moja najlepsza 
-Och, Bill..
Głaskałem ją i przytulałem. Susan była odprężona.
-Już dawno cię takiej nie widziałem. 
-A ja ciebie-powiedziała swoim słodkim głosikiem. 
Tak byśmy zasnęli na tej zielonej trawie, jakby nie krzyk. Znajomy krzyk. 
-Susan! 
-Co? 
-Poznaję ten krzyk, to Kira krzyczy. 
Zerwaliśmy się na równe nogi. Ubrałem kurtkę i wzięliśmy do ręki serafickie ostrze. Kira ciągle krzyczała, a nie wiedzieliśmy gdzie jest. Modliliśmy się w duchu aby to nie był na głodzie Mueter. Błagaliśmy wręcz o to. Susan moja kochana Susan szła na przedzie.
[Susan]

Od Susan cd Billa

Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem na twarzy. Obróciłam się na bok i objęłam czarnowłosego ramieniem. Czułam bijące od niego ciepło, było mi przyjemnie. Lekki wiatr poruszał liśćmi drzew, dotąd spokojna woda jeziora zafalowała lekko. Księżyc świecił jasno na niebie, wokół niego rozsypane były gwiazdy, a pod tym pięknym niebem, na rozłożonej na zielonej trawie czarnej kurtce leżeliśmy my, dwa drobne, lecz nierozłączne elementy tego świata. 
<Bill?>

Od Billa cd Kiry do Susan

-Co się dzieje?-spytała Susan. 
-Kira dowiedziała się o zajściu w wiosce... 
-To ona nie wiedziała? 
-Nie. Byłem u Muetera, nie wpuścił mnie, a wiem że jest załamany. 
-Poczekaj trochę. Chodź przejdźmy się. Już dawno nie spędzaliśmy razem czasu.
-No dobrze kwiatuszku mój-powiedziałem i uśmiechnąłem się. 
Poszliśmy do lasu, nad piękne jezioro, gdzie bardzo dobrze było widać gwiazdy. Ściągnąłem z siebie kurtkę, rozłożyłem ją na trawie i obydwoje się położyliśmy. Oglądaliśmy gwiazdy. 
-Patrz Bill, spadająca gwiazda. Pomyśl życzenie. 
-Ale moje marzenie już się spełniło.
[Susan?]

Od Kiry cd Muetera do Billa

Szłam ciemną ulicą, latarnie dawały niewiele światła. Otulałam się płaszczem, to była chłodna noc. Nie mogłam uwierzyć w to, że Mueter naprawdę jest mordercą, naprawdę zamordował ludzi z wioski, nawet dzieci. Nie patrzyłam przed siebie, to by tłumaczyło dlaczego w kogoś uderzyłam. 
-Przepraszam - powiedziałam cicho. 
-Nic się nie stało - usłyszałam głos Billa. 
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego. 
-Co tu robisz? - zapytałam. 
-Szukam swojego parabatai - odpowiedział.
- Widziałaś go może?
-Sprawdź u Mefita - powiedziałam i minęłam go, po drodze Susan próbowała mnie zatrzymać, ale ją też wyminęłam. Później słyszałam tylko jak coś do siebie szepczą.
<Bill?>

Od Muetera cd Kiry

Zaśmiałem się i odważnie objąłem Kirę w pasie i pocałowałem w policzek. Magnus nic nie powiedział tylko poklepał mnie po plecach i odszedł balować gdzie indziej. Pragnąłem Kiry teraz i zawsze. Pocałowałem ją namiętnie. Wtedy usłyszałem Susan jak pyta się Billa czy wie. Zaśmiałem się w duchu. Poczułem głód w takim momencie. 
-Za moment wracam-powiedziałem do Kiry i udałem się do swojego pokoju, gdzie była torebka z krwią. Wypiłem ją szybko i wtedy weszła Kira. Patrzyła ze smutkiem na mnie. 



 Kira wybiegła przerażona z pokoju. Rzuciłem torebkę, szybko wytarłem twarz i z nadnaturalną prędkością złapałem ją za ramię.
-Poczekaj, wszystko ci wytłumaczę. 
-Puść mnie-mówiła przez płacz. 
Pobiegła do swojego domu i zamknęła się w pokoju. Wszedłem do niej przez okno. Chciała uciec, jednak jedną ręką przygwoździłem ją do ściany, drugą trzymałem drzwi. 
-Kira, nic ci nie zrobię. 
-To ty wymordowałeś tą wioskę, wierzyłam że to była pomyłka ale jednak to byłeś ty. Idź stąd! Odpuściłem. Kira otworzyła drzwi, jednak wyszedłem tą samą drogą co wszedłem. Niezauważanie zabrałem rzeczy z Instytutu i poszedłem do mojego domu. Rozpakowałem się w swoim pokoju.
[Kira?]

Od Kiry cd Muetera, Billa

Spojrzałam na niego z lekkim zdziwieniem. 
-Wiedzą co? -zapytałam.
-No wiesz... "miłość rośnie wokół nas..." 
Zaśmiałam się i pokręciłam głową. 
-Jeszcze nie - powiedziałam i spojrzałam Mueterowi przez ramię. -Ale mogę zaraz powiedzieć - nagle wybuchnęłam śmiechem.
-O co chodzi? - zapytał Mueter marszcząc czoło. 
Gestem nakazałam mu się odwrócić. Gdy to zrobił na jego twarzy pojawił się jakże piękny wyraz zaskoczenia. Niedaleko nas dostrzegłam śmiejących się Susan i Billa. Wszystko dlatego, że świeżo upieczeni parabatai mieli takie same garnitury jak mój ojciec. Czarownik podszedł do chłopców i z uznaniem pokiwał głową. 
-Macie świetny gust, chłopcy - powiedział. 
<Mueter? Bill?>

Od Billa/Muetera cd Toma do Kiry

Ja i Mueter byliśmy wyróżnieni na tle sami jak małżonkowie. Zaśmiałem się jak to mi powiedział. Wiedziałem, że Mueter normalnego jedzenia nie przyjmuje ale starał się jak mógł o dziwo. Rozglądałem się po sali i ujrzałem młodą Bane. Już wiedziałem co się święci. Spojrzałem na mojego parabratai uśmiechając się i podniosłem brew. Mueter łyknął ukrywaną krew w kielichu i odpowiedział mi spojrzeniem. 
-A jednak - powiedziałem. 
-Cicho-burknął Mueter. 
Uczta była obfita i wielka, pani Branwell się postarała. Przed tańcami Mueter zabrał mnie na stronę.
-Co się dzieje chłopie? 
-Jesteś teraz moim parabratai, muszę to tobie powiedzieć. Nie będę mieszkać juz w instytucje, ale będę przychodził codziennie.
-Gdzie ty będziesz mieszkał? 
Nastała niezręczna cisza. 
-Z ojcem... 

*** 

Odnalazłem na sali Kirę i wziąłem są do tańca. 
-Ładny garnitur - powiedziała Kira. 
Był złoto biały. 
-Dzięki państwo Branwell ofiarowali mi i Billowi taki. 
Tańczyłem z Kirą wolnego. 
-Alec i  Magnus wiedzą już? -spytałem
[Kira?]

Mueter i Bill zostali parabatai!




Gratulacje! :)

Od Toma cd Muetera do Billa

Siedziałem na schodach prowadzących do Instytutu zastanawiając się nad niedawnymi wydarzeniami. Tak sobie myślałem, że byłem niesprawiedliwy dla Muetera, to nie było w porządku. Usłyszałem kroki, uniosłem głowę. O wilku mowa. 
-Mueter - uśmiechnąłem się lekko. - Miło cię tu znów widzieć. 
-Miło? - zdziwił się. - Ale jesteś pewny? 
Wstałem i spojrzałem mu w oczy. 
-Wiem, że to dziwne. Przemyślałem sobie to wszystko, no i chciałem cię przeprosić. Koniec wojny?  
-Koniec wojny - uśmiechnął się.
-Chodź do środka, wszyscy na ciebie czekają - powiedziałem i ruszyliśmy po schodach.
Kiedy przekroczyliśmy próg wielkiej sali przyjaciele rzucili się w naszą stronę i uściskali Muetera. Później udaliśmy się na odpoczynek, następnego dnia miała odbyć się ceremonia parabatai. Wstaliśmy wcześnie, Cisi Bracia już czekali. Zebraliśmy się w jednym pomieszczeniu, staliśmy za ławami, a Mueter, Bill i Cisi Bracia stali pośrodku sali. Płomienie buchnęły w górę, a przyszli parabatai zaczęli rysować sobie nawzajem runy parabatai nad sercami. Spojrzeli na siebie z uśmiechami na twarzy. 
-Pamiętasz naszą ceremonię? - szepnąłem do Susan.
-Pamiętam - odpowiedziała. -Tego się nie zapomina. 
Chwyciłem jej nadgarstek, uśmiechnęliśmy się, cieszyłem się, że mój brat również znalazł swoją bratnią duszę, swojego parabatai. Po ceremonii udaliśmy się do wielkiej sali na posiłek, razem z moją parabatai poszliśmy pogratulować Muetrtowi i Billowi.
<Braciszku?>

Od Muetera cd Kiry do Toma

Ze smutkiem opuściłem jej towarzystwo. Udałem się w stronę Instytutu. Musiałem zabrać rzeczy i rano jest ceremonia. Z Billem byliśmy jak brat. Z daleka widziałem, ze ktoś siedzi na schodach, dopiero jak podszedłem zobaczyłem kto tam jest. To była pani Branwell. Kiedy mnie zobaczyła rzuciła się na mnie z objęciami. Miała opuchnięte oczy od płaczu.
-Mueter- wyjęknęła.- Żyjesz, ty żyjesz.
-Już spokojnie, pani Charllote. Musi się pani martwić o zdrowie pańskiego dziecka.
-Ty wiesz?
-Słyszę bicie serca maluszka.
Położyła mi rękę na policzku.
-Dla mnie i dla Henry'ego zawsze będziesz naszym pierwszym dzieckiem Mueter. Nie ważne jak bardzo to jest skomplikowane, w nas zawsze będziesz miał rodziców.
Popłynęła mi łza po policzku. Przytuliłem się do niej mimo, ze byłem wyższy.
-Dziękuję-powiedziałem szczerze.
Odeszła do swojego męża a ja poszedłem naszykować ubranie na jutro. Pakowałem rzeczy kiedy ktoś zapukał do moich drzwi.[Tom?]

Witamy na pokładzie!



Życzymy dobrej zabawy!