Chronią Nas Mechaniczne Anioły

Chronią Nas Mechaniczne Anioły
,Ave in perpetum, frater, ave atque vale." - ,,Bądź pozdrowiony na wieki, bracie, witaj i żegnaj."

sobota, 30 lipca 2016

Od Susan cd Billa

Wyszliśmy z Instytutu i skierowaliśmy się na jego tyły. Tam Magnus miał otworzyć bramę. Stanęliśmy niedaleko niego i czekaliśmy. Czarownik szeptał jakieś zaklęcie i poruszał rękami w dziwaczny sposób. Po chwili otworzyła się przed nim niebieska brama, a czarownik odwrócił się w naszą stronę i gestem ręki nakazał, byśmy do niego podeszli.
-Złapcie mnie za ręce - powiedział.
Wykonaliśmy jego polecenie i weszliśmy w bramę. Po chwili upadliśmy na ziemię, co nieco nas zabolało. Wstałam i otrzepałam się z kurzu, po czym przeczesałam teren wzrokiem.
-Gdzie my jesteśmy? - zapytałam odwracając się do Magnusa.
Czarownik stał niedaleko nas i drapał się nerwowo po głowie. Spojrzał na nas i uśmiechnął się zdenerwowany.
-Cóż... - zaczął. -Wypadliśmy nie tam, gdzie trzeba.
-Jak daleko jest stąd do Adamantowej Cytadeli? - zapytał Bill.
Magnus zamyślił się na chwilę.
-Jakieś... trzy dni?
Chciałam coś powiedzieć, ale powstrzymałam się i odwróciłam tyłem do niego, aby nie pokazać swojego zdenerwowania. No cóż, spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził.
-W takim razie prowadź. Nie chcę ryzykować wypadnięcia w miejscu, z którego będzie pięć dni drogi lub więcej - powiedziałam.
Magnus ruszył przed siebie, a Bill i ja za nim. Czarnowłosy zaśmiał się cicho i dotknął mojego ramienia. Spojrzałam na niego, a na mojej twarzy widniał delikatny uśmiech.
-Czarownik od siedmiu boleści - mruknęłam. - Już lepiej by było wezwać Catarinę...
-Słyszałem - mruknął Magnus. - A ja mogłem wziąć inną Nocną Łowczynię.
Prychnęłam, a Bill objął mnie ramieniem, przez co nieco się uspokoiłam.
Szliśmy tak już dość długo, aż nie trafiliśmy do jakiegoś pensjonatu. Weszliśmy do środka, tam przy stolikach siedziały wilkołaki, wampiry, fearie i inne stworzenia. Powoli podeszliśmy do lady, za którą stała jakaś dziwna kreatura, niebieska w zielone plamy, jej oczy były wyłupiaste, a głowa przypominała nieco żabią, tak jak jej kończyny.
-W czym mogę pomóc? - zapytała skrzekliwym głosem.
-Chcieliśmy wynająć dwa pokoje na jedną noc - powiedział Magnus.
-Akurat dwa nam zostały - odpowiedziała kreatura. -To będzie jakieś pięćdziesiąt od osoby. Żywienie we własnym zakresie.
Zapłaciliśmy, po czym stworzenie dało nam klucze.
-Na górze, pierwsze piętro - zaskrzeczało jeszcze, po czym udaliśmy się na górę.
Magnus pomachał nam na do widzenia i zamknął drzwi swojego pokoju. Kiedy Bill i ja weszliśmy do swojego rozejrzeliśmy się. Drewniane ściany i podłoga, również łóżko na którym leżała biała pościel i świeża, czerwona poszewka. Oprócz tego wysoka i pojemna szafa, z której raczej nie skorzystamy. Znajdowały się tam również drzwi do małej łazienki.
-Chcesz iść pierwsza? - zapytał Bill. -Ja w tym czasie ubiorę pościel.
-Dobrze - powiedziałam i wyjęłam z torby ubranie na zmianę, po czym poszłam do łazienki.
<Bill?>

czwartek, 28 lipca 2016

Od Billa cd Magnusa do Susan

Susan i ja pośpiesznie się ubraliśmy. Stanęliśmy w pełni gotowi przed Magnusem.
-W końcu - westchnął Magnus i wstał. 
Szybkim krokiem ruszyliśmy z pokoju Susan. Przed wyjściem zatrzymała mnie pani Branwell. 
-Bill, tej nocy miałeś go pilnować...-powiedziała z przejęciem, jakby chodziło o jej własne dziecko. Pani Branwell od samego początku traktowała go jak własnego syna, może dlatego, że z Henrym nie mogli od lat mieć dziecka. Może inni tego nie widzieli, ale państwo Branwell zachowywali się jak rodzina zastępcza dla Muetera. Od zawsze jak uciekał, chował się, Charllote mogła całemu Instytutowi kazać go szukać. 
-Bill...-spojrzała na mnie Susan. 
-Przepraszam Charllote- powiedziałem cicho i smutno. 
-Coś ty robił?-widziałem jej smutek w oczach.-Miałeś go pilnować. 
Podszedł do nas pan Henry. 
-Kochanie, spokojnie-powiedział. 
-Młody Devalios jest u mojego przyjaciela-powiedział Magnus, aby ich uspokoić. 
-Nic mu nie zrobi? 
-Na pewno. 
-Obiecuję, przyprowadzę Muetera całego i zdrowego -powiedziałem. 
 Ruszyliśmy szybkim marszem przed siebie. Susan patrzyła na mnie. 
-Bill-powiedziała. 
-Tak skarbie? 
-Dobrze wiesz, co. 
-Nie wiem jak do tego doszło. Wyglądałaś tak seksownie wczoraj i ta nasza piękna noc...
-Bill.... 
-Ach, ta miłość-mruknął Magnus. 
Susan i ja zaśmialiśmy się i poszliśmy dalej. Po jakimś czasie dotarliśmy do wielkich metalowych wrót. 
-Gotowi?-spytał Magnus, na co kiwnęliśmy głową na tak. 
<Susan?>

Od Magnusa cd Muetera do Billa

Wstałem i ruszyłem w stronę łazienki, aby sprawdzić ilość brokatu na moich włosach. Stanąłem przed lustrem i uśmiechnąłem się - było go dużo. Może powinienem przefarbować włosy na... fioletowo?
Pstryknąłem palcami, a moje włosy wydłużyły się nieco i przybrały barwę ciemnego fioletu. Tak, już dawno potrzebowałem takiej zmiany.
Wyszedłem z łazienki tanecznym krokiem, nucąc jakąś piosenkę, której tytułu niestety nie pamiętam. Spojrzałem na Muetera i uśmiechnąłem się promiennie. Zakręciłem się trzy razy, po czym tupnąłem. Miałem wyjątkowo dobry humor.
-Pójdę do twojego przyjaciela, muszę zdobyć składniki do pierścienia - powiedziałem.
-Składniki? - zapytał zdziwiony Mueter.
-No, z czegoś trzeba go zrobić. Możliwe, że będziemy musieli udać się do Adamantowej Cytadeli... Żelazne Siostry się ucieszą, dawno u nich nie byłem.
-Pójdę z wami - powiedział Mueter wstając.
-Nie! - popchnąłem go znów na sofę. -Nie masz pierścienia, zapomniałeś? Spłoniesz.
Szatynek przewrócił oczami. Spojrzałem na mojego przyjaciela i wycelowałem w niego palec.
-Masz go pilnować. Wrócę za - przechyliłem głowę i zamyśliłem się. - Za jakiś czas. A ty -przeniosłem palec na Muetera. - Masz nie wychodzić na dwór za dnia.
-Dobrze, dobrze - mruknął.
-Świetnie - klasnąłem. -W takim razie do zobaczenia.
-Nie wracaj szybko - burknął Ragnor, gdy byłem już przy drzwiach.
-Też będę tęsknił - pomachałem mu, po czym zamknąłem za sobą drzwi.
Spacerkiem udałem się do Instytutu. Kiedy już tam dotarłem, stanąłem pod bramą, zapukałem do wrót i grzecznie czekałem. Otworzyła mi Charlotte.
-Witaj Magnusie, wejdź, proszę.
-Dziękuję, Charlotte - powiedziałem i wszedłem do środka. -Mógłbym skorzystać z waszej biblioteki?
-Tak, oczywiście.
Uśmiechnąłem się, po czym nucąc ruszyłem korytarzem, poszukując ogromnych drzwi prowadzących do biblioteki. Po drodze zobaczyłem idącego w przeciwną stronę Jace'a.
-Herondale - powiedziałem łapiąc go za ramię. -Pomożesz mi - pociągnąłem go za sobą.
-Czego chcesz? - zapytał, kiedy byliśmy już w bibliotece.
-Potrzebuję książki o czarnej magii, czystej, pierścieniach i rytuałach. Pomóż mi szukać.
Bez słowa odwrócił się w stronę regału i zaczął szukać. Wchodził na drabiny i grzebał między regałami.
Ja również maszerowałem między półkami i przeglądałem tytuły ksiąg. Po jakimś czasie na biurku zgromadził się stosik, składający się z czterech grubych ksiąg.
Podziękowałem Herondale'owi i zacząłem przeglądać książki kartka po kartce. Kiedy już znalazłem to, co chciałem, wyjąłem z szuflady kawałek pergaminu i pióro, Charlotte raczej się nie obrazi. Spisałem składniki i potrzebne materiały, po czym udałem się do pokoju jednego z moich przyjaciół.
Byłem bardzo zdziwiony, kiedy zapukałem już trzeci raz i nikt nie otworzył. Postanowiłem sprawdzić w jeszcze jednym miejscu.
Zapukałem do pokoju Susan. Otworzyła drzwi i chyba zdziwiła się moim widokiem.
-Magnusie, co tu robisz?
-Przyszedłem do Billa. Jest tutaj?
Pokiwała głową, po czym wpuściła mnie do środka. Zrobiłem piruet, rozglądając się po pomieszczeniu. Uśmiechnąłem się do niego.
-Witaj.
-Dzień dobry, Magnusie. Potrzebujesz czegoś?
-Tak, ciebie. Chodzi o Muetera. Mefit zniszczył jego pierścień, a bez niego biedak się usmaży, jeśli wyjdzie na słoneczko. Musimy udać się do Adamantowej Cytadeli i poprosić Żelazne Siostry o trochę materiału, a później w parę innych miejsc.
-Uciekł z lochu?
-Tak, nie wiedzieliście?
-Gdybyśmy wiedzieli, to już dawno bylibyśmy na poszukiwaniach.
-No to idziesz, czy nie? - zapytałem.
-Też chcę iść - powiedziała Susan. -Mueter jest też moim przyjacielem. Idę po strój bojowy i odwiedzę zbrojownię - powiedziała i wyszła.
Spojrzałem na Billa, a on na mnie. Wzruszyłem ramionami.
-Jak tam chce - powiedziałem i usiadłem na krześle przy biurku. -No, co tu robiliście? - poruszyłem brwiami.
<Bill?>

Od Muetera cd Magnusa

Westchnąłem.
 -Najdziwniejsza hybryda jaką spotkałem w życiu-powiedział dumnie Magnus. 
Spiorunowałem go wzrokiem. 
-Mueter Aaron Devalios. Syn Demona i Nefilim. Pół Nefilim, pół Demon. 
-To jest w ogóle możliwe?-spytałzielono skóry. 
-Najwyraźniej-odparłem. Syknąłem kiedy Magnus kończyć gojenie ran.
 -Trochę popiecze-powiedział i spojrzał na mnie- Jesteś głodny? 
-Nawet nie pytaj- burknąłem.-Dziękuję- powiedziałem Magnusowi i siadłem normalnie.
-Trzymaj- podał mi fiolkę z krwią. -Zwierzęca, chcę zobaczyć, czy taką też możesz.
Wypiłem zawartość fiolki, a na moich tęczówkach znów zawitał błękit.
-Słabsza, nie daje tyle siły co ludzka lub krew Nefilim.
Będę słabszy na tej krwi, ale czego się nie robi dla bliskich, lub dla osoby, którą się kocha, pomyślałem i spojrzałem na Magnusa z podzięką.
-Czemu w pierścieniu słońce cię nie patrzy?-spytał z ciekawością Magnus.
-Z tego co się dowiedziałem, pierścień jest z czystego srebra i z kamienia księżycowego. Dzięki nim wampiry mogę chodzić za dnia.
-Przecież nie jesteś wampirem -wtrącił się Ragnor.
-Z tego co mój ojczulek powiedział, jesteśmy Demonami Nieśmiertelnymi. Kiedyś ród Devalios połączył się z rodem Mikaelson. Ojciec Demon i matka Wampir spłodzili pierwszego Demona Nieśmiertelnego, które żywią się krwią i unikają słońca. Jednak moja rodzina miała przyjaciela czarownika, który tworzył dla nich specjalne pierścienie, z którymi mogą wychodzić kiedy słońce jest na niebie.
-To dlatego Mefita nie da się zabić...-powiedział w zamyśleniu Magnus.
-Tak... Nie wiem. Ze starych ksiąg nie doczytałem się nic o śmierci takiego demona. Jedynie wiem, że co każdą taką niby śmierć demon rośnie w siłę.
-To ty też jesteś nieśmiertelny?-spytał z ciekawością kolega Magnusa.
-Nie sądzę. Nie przeszedłem całej przemiany, kiedy ojciec wyrwał mi połowę serca. Jestem pomiędzy światami. Nie wiem co się ze mną stanie, jak ktoś mnie zabije.
-Jak to między światami?
-Miałem sen. Stoję między dwoma tunelami. Z jednego świeci porażające światło, a z drugiego bije ciemność. Do żadnego nie mogę wejść. Ja stoję we krwi ofiar, które zabiłem, albo zabiję -zadrżałem przy ostatnim słowie.
Sama myśl, że dla krwi będę potworem, a to jedynie dlatego abym żył. Może nauczę się korzystać z perswazji jak ojciec i pić tak żeby nie zabijać? Nie wiem. Naprawdę nie wiem, bo kto miałby mnie tego nauczyć jak nie.... Ojciec. Nie chcę być taki jak ojciec. Nigdy z nim nie zamieszkam, ale jak coś będzie chciał zrobić moim przyjaciołom, lub co gorsza.... Kirze. Dzisiaj wiem. Kocham ją. Ale czy będzie w stanie pokochać mnie, jako ohydnego mieszańca? Okrutnego Demona. Potwora. Czy... cząstkę dobra we mnie poharataną przez zło mojej natury. Nie wiem, nie wiem, czy moje pochodzenie pozwoli na pokochanie tak pięknej i tak czystej dziewczyny jaką jest Kira. Ma takie piękne oczy. Uśmiech. Tak, ja głupi Demon zakochałem się w czarownicy. Prędzej zostanę zabity niż wyznam jej miłość.
-Postaram się zrobić dla ciebie ten pierścień, czy jak to tam zwał-powiedział Magnus,-Zięciu...
-Nie jestem twoim zięciem-mruknąłem.
-Jeszcze-powiedział wesoły Magnus.
Magnus zachowuje się tak jakby znał całą historię jaka nas spotkała i spotka...
<Magnus?>

środa, 27 lipca 2016

Od Magnusa cd Muetera

Wracałem właśnie od mojego jakże uroczego, zielonego przyjaciela Ragnora, kiedy zobaczyłem mojego drugiego, równie uroczego, lecz niestety nie kolory żaby przyjaciela, Muetera.
Stanąłem nad nim i spojrzałem w dół. Zasłaniałem słońce, przez co młody Nefilim, wampir czy kim on tam był, przestał się wić po ziemi jak dżdżownica.
Spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczkami jak zbity pies. W sumie mu się nie dziwię, też nie lubię upałów.
-Czemu tak leżysz? I czemu się tak wijesz? Jesteś pijany?
-Magnus... - wychrypiał. -To nie jest zabawne. Nie mogę przebywać na słońcu.
-Właśnie widzę - mruknąłem, po czym schyliłem się, aby pomóc mu wstać.
Zdjąłem swój płaszcz i narzuciłem mu na głowę. Gdyby zbliżał się wieczór, nie martwiłbym się o Muetera tak bardzo, ale zaczynało świtać, a do mojego domu był jeszcze spory kawał drogi, tak jak do Instytutu.
Na szczęście Ragnor mieszkał niedaleko, pomyślałem więc, że nie obrazi się, jeśli przyprowadzę do niego mojego kolegę z alergią na słońce.
Szybko ruszyłem przed siebie, ciągnąc za sobą hybrydę. Moją uwagę przyciągnął pewny szczegół na jego ciele i wcale nie chodziło mi o poparzenia na jego skórze.
-Nie masz pierścienia - powiedziałem, po czym znów odwróciłem głowę w kierunku marszu. Jeszcze uderzę w jakiś słup i spadnie mi cały brokat z włosów.
-Ojciec go zniszczył - wychrypiał Mueter.
-Czyli, że nie umarł. Tak myślałem - wzruszyłem ramionami. -Jesteśmy na miejscu - powiedziałem, stawiając chłopaka pod niewielkim zadaszeniem.
Zapukałem do drzwi, które po chwili otworzył Ragnor.
-Znowu ty? - usłyszałem na powitanie.
-Tak, cześć, żabo.
-Nie jestem żabą - mruknął.
-No tak. Cześć, ropucho - wyszczerzyłem się, a mój przyjaciel przewrócił oczami.
-Czego chcesz? Byłeś u mnie dziesięć minut temu.
-Przyprowadziłem kolegę, nie może przebywać na słońcu, a do mojego domu jak wiesz prowadzi dość długa droga. Możemy się u ciebie schronić?
Ragnor westchnął, po czym zrobił przejście w drzwiach.
-Wejdźcie.
Wpuściłem Muetera przodem, po czym sam wszedłem do środka. Ragnor zamknął za nami drzwi, po czym poszedł do kuchni, zapewne po apteczkę. Powiedziałem młodemu Devaliosowi, żeby położył się na sofie. Kiedy już to zrobił, zacząłem opatrywać jego ciało za pomocą magii. Po chwili wrócił Ragnor z bandażami.
-A tak właściwie - zaczął zielonoskóry - to kto ty jesteś?
<Mueter?>

wtorek, 26 lipca 2016

Od Billa, Muetera cd Susan do Magnusa

Przytuliłem się do Susan i zacząłem gładzić ją po włosach. Mimo, że starała się nie zasnąć, zasnęła . Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło. Po krótkiej chwili zasnąłem wtulony w nią.

 *** 

Siedziałem sam w celi. Patrzyłem pusto przed siebie. Jednak zacząłem słyszeć szepty w głowie. „Jesteś silny synu, czemu tu siedzisz?”, „Nie jesteś słaby”, „Idź, upoluj coś”.
-Przestań - krzyknąłem na głos i złapałem się za głowę. 
„Jesteś słaby”, „Do niczego się nie nadajesz”, „Nikt cię nie kocha”, „Nawet własna matka cię nie kochała”, „Nic nie jesteś warty”.
Zacząłem płakać, ale ten śmiech był nie do wytrzymania. Smutek przerodził się we wściekłość. Wyrwałem łańcuch ze ściany. Moje oczy powiła czerwień. Każdy spał. Wygiąłem kraty i uciekłem. Głosy w głowie nie przestawały brzmieć. Biegłem przed siebie. Coraz szybciej i szybciej. Nic nie stało mi na drodze. 
Byłem przy domu ojca. Głosy ustały, a pojawił się on - Mefit. Rzuciłem się na niego, jednak ten mnie odrzucił i złapał za szyję, i wbił w nią pazury. 
-Myślisz, że jesteś w stanie pokonać ojca? Hahaha! Jesteś niczym, jesteś tak głupi jak twoja matka, myśląc, że ją kochałem. Twoi koledzy też są głupi, myślą że mnie zabiją. HA! Mnie się nie da zabić. W drugim ręku trzymał kamień, którym uderzył mnie w głowę. Padłem na ziemię. Czułem jak po mojej twarzy płynie krew. Nie mogłem się ruszać. Straciłem przytomność. 
Ojciec, zdjął z mojego palca sygnet.
-Teraz poznasz smak słońca - powiedział i zniszczył pierścień. Słońce zaczynało wchodzić, a ja jedynie co pamiętam, to narastający gorąc i ból. 
<Magnus?>

poniedziałek, 25 lipca 2016

Od Susan cd Billa, Muetera

Obudziłam się w Instytucie, a dokładniej mówiąc w izbie chorych. Czułam lekkie pieczenie na boku, kiedy spojrzałam w tamto miejsce zobaczyłam bliznę. Westchnęłam cicho, nie przeszkadzała mi, ale co powie Bill?
Usłyszałam kroki w korytarzu, po czym drzwi się otworzyły. O wilku mowa, uśmiechnęłam się lekko. Osobą wchodzącą do pomieszczenia był wysoki, czarnowłosy chłopak z puszystym irokezem - Bill.
-Jak się czujesz? - zapytał siadając na brzegu łóżka.
-Dobrze - uśmiechnęłam się. - Trochę mnie to piecze, ale pewnie niedługo przejdzie - spojrzałam na bliznę po raz drugi. - Brzydkie, prawda?
-Wcale nie - powiedział łagodnie. - Nie przeszkadza mi twoja blizna. Poza tym... czym jest Nocny Łowca bez blizn po walce? Sam mam ich sporo, mogę ci później pokazać.
-Chętnie je zobaczę - zaśmiałam się. - Podobno Magnus tu był.
-Tak, był tutaj i kazał ci to dać, kiedy się obudzisz - wyjął flakonik z niebieskim płynem. - Proszę, wypij.
Wzięłam flakonik do ręki i przyjrzałam się płynikowi, po czym spojrzałam na Billa.
-Co to jest? Wygląda jak... mydło w płynie.
Chłopak zaśmiał się, po czym przybliżył szklane naczynie do mojej twarzy,
-Nie mam pojęcia co to, ale Magnus kazał ci to wypić. No już, hop hop hop!
Przyłożyłam flakonik do ust, po czym odchyliłam go i wypiłam jego zawartość. Milczałam przez chwilę, a Bill wpatrywał się we mnie.
-I jak? - zapytał.
-Dobre - uśmiechnęłam się. - Co z Mueterem?
-Siedzi w lochu, Charlotte uznała, że tak będzie bezpieczniej - westchnął.
-Biedny Mueter...
-Ale wiesz co? Zaproponowałem mu coś! - powiedział wesoło.
Przekrzywiłam głowę i uśmiechnęłam się do niego.
-Tak? Co?
-Zaproponowałem mu... - tu zrobił dramatyczną pauzę. - Zostanie moim parabatai!
-To świetnie! Może pójdziemy do niego? Siedzi tam sam...
Bill podniósł się i podał mi rękę. Chętnie skorzystałam z jego pomocy. Syknęłam cicho, kiedy pomógł mi wstać. Spojrzał na mnie z troską.
-Może jednak powinnaś się położyć?
-Nie, już w porządku, zaraz przejdzie. No już, prowadź do przyjaciela - na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Powoli ruszyliśmy korytarzem, a Bill cały czas pomagał mi iść. Oboje pośliznęliśmy się na jednym ze schodków.
-Ach, więc o to chodziło Magnusowi, gdy groził Jace'owi, że zemści się na nim za schodek...
Zaśmiałam się cicho, po czym zeszliśmy do lochów. Tam zobaczyłam brudnego Muetera siedzącego na ziemi, przykutego łańcuchem do ściany. Bez słowa przytuliłam go, po czym usiadłam pomiędzy chłopcami. Porozmawialiśmy chwilę, staraliśmy się głównie rozweselić naszego przyjaciela. Wiedzieliśmy, że odwiedzimy go znów dopiero jutro.
-Musimy już iść - powiedział Bill. - Dobranoc.
-Dobranoc - również powiedziałam do przyjaciela.
-Dobranoc - powiedział cicho Mueter.
Weszliśmy po schodach, a wtedy ogarnęło mnie niesamowite zmęczenie. Udaliśmy się do swoich pokoi, aby wziąć prysznic. Mieliśmy nadzieję, że Mueter również będzie mógł z tego skorzystać. Znając Charlotte, na pewno brał teraz gorącą kąpiel. Pani Branwell nigdy nie pozwoliłaby zaniedbać nikogo potrzebującego pomocy.
Kiedy wyszłam z łazienki ubrana w moją ulubioną brązową koszulę nocną z różowymi owieczkami na brzegach, do pokoju wszedł Bill.
-Mogę? - zapytał.
-Tak, możesz.
Usiedliśmy na łóżku, po czym oparłam głowę o jego ramię. Po chwili poczułam jego dłonie na swojej talii. Ułożył mnie i przykrył kołdrą, po czym położył się obok mnie. Objęłam go ramieniem i zamknęłam oczy. Byłam bardzo zmęczona, ale nie mogłam zasnąć.
<Bill?>

Od Billa, Muetera cd Magnusa do Susan

Bardzo martwiłem się o Susan. Została poważnie poraniona. Martwiłem się. Na jej ciele pojawiały się niebieskie ogniki, ale byłem spokojny. Martwiłem się też o Muetera. Jakby Clave dowiedziało się, co tu się dzieje, to zabiliby Muetera, a on naprawdę jest dobrym chłopakiem. W sumie... wiem jak go pocieszę. Znamy się już od kilku lat, a wpadłem na ten pomysł dopiero teraz. Mimo, że jest demonem, ma też anielską krew. Ma na sobie runy, czyli może być moim parabratai. Dzisiaj go odwiedzę. 
-Gotowe - powiedział Magnus i wstał. -Będzie teraz spać. Jak się obudzi to podajcie jej to -powiedział łagodnie Magnus i podał mi flakonik z niebieskim płynem. -Ja muszę na razie iść. Powiedział Magnus i zniknął. Dotknąłem jej boku. Została średnich rozmiarów blizna, ale mi to nie będzie przeszkadzało. Susan jest dla mnie piękna i nie ważne jak wygląda. Uśmiechnąłem się i zszedłem do lochów. Mueter dalej siedział roztrzęsiony. On był, jest i będzie moim przyjacielem. 
-Co się tak czaisz, jak przed bitwą z demonem -burknął Mueter i wszedłem. Podałem mu wodę i kanapkę. -I tak wiesz, że tego nie zjem - powiedział. 
Siadłem naprzeciwko jego i zacząłem:
-Znamy się już tyle lat, jesteś moim przyjacielem. Chcę cię trochę pocieszyć, żebyś nie był ze swoimi problemami sam.... 
-Bill, nie pierdol tylko przejdź do rzeczy. 
-Mueter, zostaniesz moim parabratai?- Zapytałem z uśmiechem na twarzy. 

*** 
Uśmiechnąłem się blado. 
-Czemu nie - powiedziałem i spojrzałem na Billa. -Wiesz co dzisiaj Magnus do mnie powiedział? 
-Co? 
-Zięciu-zaśmiałem się. -
Widzisz? Już ma w zanadrzu plany na ciebie - zaśmiał się Bill i westchnęliśmy.
-Kiedyś wszystko było prostsze. Nie musiałem martwić się o to czy ojciec mnie kocha, o to, że jestem zagrożeniem dla Instytutu, a teraz wszystko się zmieniło. 
-Przesadzasz. Nasza przyjaźń nigdy się nie zmieni -powiedział czule Bill. 
-Bill! Susan się obudziła!-ktoś krzyknął i Bill wybiegł jak oparzony, ale drzwi nie zapomniał zamknąć. 
Przypomniałem sobie to, co wręczył mi Magnus. To nie była krew czarownika, tylko Nocnego Łowcy. Poznaje po smaku. I po zapachu. To musiał być albo Bill albo Tom. Są bliźniakami więc trudno rozróżnić. Położyłem się, bo byłem zmęczony. Śniły mi się dwa tunele. Z jednego biła światłość a z jednego ciemność. A ja byłem pomiędzy i do żadnego nie mogłem pójść, jakbym był pomiędzy dwoma światami. Dobra i zła, światła i ciemności. W żadnym nie mogę zostać. Pod nogami miałem krew. Nie swoją lecz ofiar, które zabiłem. Na końcu płacz i krzyk, które towarzyszyły przy zabijaniu. Obudziłem się łapiąc powietrze i z zimnym potem na plecach. 
<Susan?>

Od Magnusa cd Muetera do Billa

Idąc powoli ulicą rozmyślałem nad wydarzeniami sprzed paru godzin. Byłem zaniepokojony działaniami Mefita. To niebezpieczny... człowiek? Kim on właściwie jest? Wielkim Demonem? Wampirem?
Martwiłem się o przyjaciół i moją małą Kirę. Hah, zabawna historia. Czarownicy są bezpłodni, a ja mam córkę. Do dzisiaj nie wiem, jak to się stało.
Nagle poczułem dłoń na swoim ramieniu. Z ulgą stwierdziłem, że to Tom. Spojrzałem na jego ramię i szczerze mówiąc, wstrząsnął mną ten widok.
-Co ci się stało w ramię? - zapytałem.
-Mueter - powiedział tylko, jakimś dziwnym tonem.
Milczałem przez chwilę, wpatrując się w niego.
-Aha - wzruszyłem ramionami.
-Idziesz może w stronę Instytutu? - zapytał, widać było, że rana go boli.
Skinąłem głową. Znów zerknąłem na ramię mojego małego kolegi.
-Idę odwiedzić Muetera i resztę - powiedziałem. - Może potrzebują jakiejś pomocy. Dotrę tam szybciej niż Cisi Bracia.
-Do Muetera? - zapytał, po czym zamyślił się na chwilę. -Wiesz... w sumie to nigdy nie byłem dla niego zbyt miły... Może... weź trochę mojej krwi i daj mu. Może tak mu to wynagrodzę.
Spojrzałem na niego zdziwiony, po czym wyjąłem z wewnętrznej kieszeni mojej fioletowej marynarki fiolkę. Przyłożyłem ją do rany Toma i zaczekałem, aż kilka kropel spłynie do fiolki.
-Ale nie mów mu, że to moja - poprosił.
-Jak sobie chcesz. A teraz ci pomogę - przyłożyłem dłoń do rany Toma, a po chwili na mojej ręce pojawiły się niebieskie płomyki.
Rana chłopaka zaczęła się goić.
-Dzięki - powiedział, po czym założył kurtkę.
-Spotkałeś może po drodze Kirę? - zapytałem.
-Tak, wracała skądś do domu. W ogóle to jakim cudem ty ją masz? Myślałem, że jesteś gejem.
-A ja całe życie myślałem, że jestem bezpłodny.
Tom zaśmiał się, pochylając głowę.
-I nie jestem gejem, jestem biseksualistą - sprostowałem.
-A, więc to tak - uśmiechnął się. - Chodźmy już, bo się nie doczekają.
Tom był bardzo sympatyczny, polubiłem go. Zdziwiłem się nieco jego postawą do Muetera. To nie było typowe dla tego młodego Nocnego Łowcy. Pałał do nich nienawiścią jeszcze większą, niż Alec.
Po paru minutach dotarliśmy na miejsce. Tom otworzył drzwi i ruszyliśmy długim korytarzem. Nie musiałem szukać gabinetu Charlotte, bo spotkaliśmy ją na korytarzu.
-Magnusie! - zawołała, kiedy mnie zobaczyła. - Jak dobrze, że tu jesteś. Bardzo dziękuję za pomoc z Mefitem...
-Naprawdę nie ma za co, Charlotte - powiedziałem z delikatnym uśmiechem. -Mogę zajrzeć do Muetera?
-Tak, jest w lochu. Trafisz, prawda?
Skinąłem głową i ruszyłem w stronę lochów. Szybko schodziłem po schodach, gwiżdżąc sobie. O mało co nie wywróciłem się na jednym ze schodków. Podejrzewam, iż młody Herondale nasmarował go olejem.
-Mueter, zięciu! - zawołałem.
-Magnus? - usłyszałem. -Nie jestem twoim zięciem...
-Jeszcze - uśmiechnąłem się i podszedłem do niego. - Patrz, mam coś dla ciebie - powiedziałem, wyciągnąłem fiolkę z kieszeni i potrząsnąłem nią.
-Skąd ją wziąłeś? - zapytał zdziwiony chłopak.
-Skaleczyłem się przy przyszywaniu cekinów do marynarki - uśmiechnąłem się, w końcu obiecałem Tomowi, że nie powiem, że to jego krew. - Pij.
Wypił zawartość fiolki w mgnieniu oka.
-Chyba byłeś głodny.
-Najwidoczniej.
-Przykuty do ściany grubym łańcuchem, a nadal ma poczucie humoru... Pójdę teraz pomóc reszcie. Do zobaczenia.
Wróciłem na górę, by opatrzyć małych Nocnych Łowców. Młodemu Herondale'owi przy opatrywaniu siniaków szepnąłem, że zemszczę się za polany olejem schodek. On tylko spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, o co chodzi.
-I tak wiem, że kłamiesz... - szepnąłem.
Alec miał kilka siniaków, Bill ranę ciętą na ramieniu. Później czarnowłosy zaprowadził mnie do nieprzytomnej Susan leżącej w izbie chorych. Obejrzałem dokładnie jej ranę, po czym spojrzałem na chłopaka.
-Nie będzie łatwo - powiedziałem.
<Bill?>

Od Muetera cd Susan, do Magnusa

Byłem roztrzęsiony i rozkojarzony. Buzowała we mnie energia zyskana dzięki krwi. Tom i Oliver mnie prowadzili. 
„Cholerny demon” usłyszałem w myślach Toma. I wtedy się zaczęło. Adrenalina i tętno skoczyło. Oczy powiła czerwień. Kły się wydłużyły. Nadmiar siły przybył. Wyszarpałem się i rzuciłem Toma sześć metrów dalej. Z nadnaturalną prędkością przybiegłem do niego i przygwoździłem do ziemi. Z moich ust było słychać lekkie syczenie i warczenie. Szamotał się ze mną, jednak byłem silniejszy. Zanim Oliver przybiegł moja dzikość wygrała. Wgryzłem się w ramię Toma i usłyszałem krzyk. Jakimś cudem Oliver zdołał mnie od niego odciągnąć. 
-Sam go odprowadzę. Ty idź zobaczyć co się tam dzieje - powiedział Oliver i spojrzał na mnie. Warczałem lekko jak Tom odchodził, a Oliver podchodził. 
-Spokojnie, nic nie chcę ci zrobić - mówił Oliver. Podszedł do mnie wystarczająco blisko. -Wszystko będzie dobrze. Spokojnie, nic ci nie zrobię. Nie mam złych zamiarów - mówił spokojnie i powoli. Po chwili się uspokoiłem. -Mueter, spokojnie, już zaraz będziemy w instytucie. 
-Nie, nie - panicznie zacząłem się cofać. - Nie mogę tam wrócić. 
-Spokojnie nikt cię nie zobaczy. 
Widział panikę w moich oczach. Zacząłem iść w przeciwną stronę od Instytutu. 
-Chcesz zobaczyć jeszcze Billa i Susan? -krzyknął. Nie chciałem ich skrzywdzić, dlatego nie przestawałem iść. -A Kirę? 
Wtedy mnie zamurowało. Odwróciłem się do Olivera, a moje oczy zaświeciły. To słowo na mnie podziałało. Ta dziewczyna działa na mnie kojąco, przy niej zapominam o wszystkim. Cofnąłem się. Przed Instytutem stała pani Branwell. 
-Boże... Mueter co ci się stało? - spytała przerażona. 
Nowy zapach krwi rozbudził mój instynkt. Znowu byłem potworem. Chciałem zaatakować panią Branwell. 
-Właśnie to - odrzekł Oliver. - Ta rasa demonów ma coś związanego z wampirami, tylko, że.... na razie nieważne, porozmawiamy później - mówił Oliver. 
-Daj Muetera do piwnicy, wiesz, starego nieużywanego lochu, aby się uspokoił. 
Spojrzałem na nią smutno. Kiedy ją mijałem położyła mi dłoń na ramieniu. 
-Przepraszam...-wyszeptała. 
Kiedy jeszcze raz na nią spojrzałem, płakała. Oliver zamknął mnie w lochu. Spojrzał na mnie z troską i odszedł. W tej piwnicy był stare łóżko polowe, lampa naftowa w kącie i mała, stara poduszka. Rozebrałem się do podkoszulki i spodni. Było gorąco. Siadłem na podłodze opierając się o jedną ścianę i myślałem o Kirze. O jej pięknych oczach i uśmiechu. Może i się zakochałem, może i nie, ale jest dla mnie ważna. Koszulką od garnituru wytarłem twarz i szyję z krwi. Rozpłakałem się. Już nigdy nie będę mógł normalnie żyć. Już nigdy nie będę mógł się zakochać, bo będę mógł ją skrzywdzić. Jestem potworem, którym nie chciałem być nigdy. Nigdy nie chcę być taki jak ojciec. Ale jedynym sposobem, aby uwolnić się od pokusy to jej ulec. A bez niej zginę. To jest okropne, że muszę zabijać niewinnych, aby żyć. Nie chcę więcej żad­nej nadziei. Nie chcę uwie­rzyć, że gdzieś na świecie jest le­kar­stwo, al­bo me­toda, czy gu­ru, który pot­ra­fiłby wyz­wo­lić mnie od lęku. Ja po pros­tu chciałbym nau­czyć się umierać.
<Magnus?>

Od Susan cd Muetera

Bill klęknął przy Mueterze i położył dłoń na jego ramieniu. Uśmiechnął się do niego delikatnie, po czym zaczął coś do niego szeptać, zapewne po to, aby go uspokoić.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę drzwi. Rozejrzałam się w poszukiwaniu Kiry. Zobaczyłam ją stojącą pod dużym, rozłożystym drzewem. Podeszłam do niej szybkim krokiem, po czym chrząknięciem ostrzegłam, że idę.
Odwróciła się i zawiesiła spojrzenie swoich niebieskich oczu. Uśmiechnęła się blado, po czym spuściła wzrok.
-Nie ma go... - wyszeptała.
Nie mogłam jej powiedzieć, że tam jest. Poszłaby tam, a wtedy Mefit by się nią zajął. Ten psychopata wiedział, że Kira jest słabością Muetera.
-Idź po Magnusa - powiedziałam spokojnym głosem. - Niech przyśle Aleca, Jace'a, Toma i Olivera. Są nam potrzebni. Daj to ojcu - powiedziałam, wciskając karteczkę w dłoń Kiry. - Zanieś to Charlotte.
Otworzyła usta, aby coś powiedzieć. Domyślałam się, że chce iść z nami, ale nie mogłam jej na to pozwolić.
-Jeśli jeszcze kiedyś chcesz zobaczyć Muetera, idź po nich. Szybko - rzekłam.
Dziewczyna zamknęła usta, po czym pobiegła do domu. Postanowiłam zaczekać na nich, aby opowiedzieć, co się stało.
Nie czekałam długo, może jakieś piętnaście minut. Przyjaciele zjawili się w strojach bojowych, uzbrojeni po zęby. Przyszedł nawet Magnus.
-Kira została w domu - powiedział. - Tam będzie bezpieczna.
Skinęłam głową, po czym kazałam im iść ze mną. Tom i Oliver zostali na zewnątrz.
-Bill - zaczęłam - wyprowadź Muetera na zewnątrz. Są tam mój brat i twój. Zaprowadzą go do Instytutu. My zajmiemy się Mefitem.
Chłopak bez słowa zrobił to, o co prosiłam. Przez okno zobaczyłam, jak trójka bezpiecznie idzie w stronę Instytutu. Westchnęłam i wyjęłam broń.
Magnus użył swojej magii, by stworzyć wokół budynku pole, przez które nikt nie wejdzie.
Ani nikt nie wyjdzie.
Parę chwil później do pomieszczenia wszedł Mefit. Rozejrzał się po pomieszczeniu, po czym spojrzał po kolei na każdego z nas.
-Gdzie mój syn? - zapytał wściekły.
-Daleko - odpowiedziałam.
Mefit uśmiechnął się diabelsko, po czym podszedł do mnie powoli.
-Znów mam ci pokazać, gdzie twoje miejsce, głupia Nefilim?
-Nie nazywaj mnie tak - warknęłam. - Mam imię.
-No tak... Susan, czyż nie? - spojrzał na mnie z wyższością.
Nagle ponad moim ramieniem przeleciał sztylet, po czym wbił się w ścianę, mijając głowę Mefita o milimetry.
-Wystarczy - warknął Jace. -Zakończmy to wreszcie.
-Zgadzam się - mruknął Mefit, po czym zamachnął się na mnie.
W ostatniej chwili zrobiłam unik. Podcięłam wrogowi nogi, a ten upadł na ziemię jak długi. Bill podbiegł do niego, aby ciąć, ale Mefit przetoczył się, unikając ciosu.
Wyjął sztylet ze ściany, po czym zaatakował stojącego najbliżej niego Aleca. Chciałam wbić serafickie ostrze w jego plecy, ale odwrócił się i wbił sztylet w mój bok.
Zachłysnęłam się powietrzem, po czym poczułam, jak ostrze wychodzi z mojego ciała. Mefit chciał zadać jeszcze jeden cios, ale powstrzymało go ostrze Billa. Walczyli przez chwilę, a ja opierając się o meble usiłowałam wziąć wdech i zatrzymać potok krwi.
Wzięłam do ręki moje serafickie ostrze leżące do tej pory na ziemi, po czym powoli ruszyłam w stronę walczących.
Mefit odwrócił się w moją stronę i uniósł sztylet, ale nie wykonał ciosu, ponieważ chwyciłam ostrze gołą dłonią. Było to ryzykowne, owszem, ale nie chciałam, by ten psychopata wyrządził krzywdę moim bliskim.
On spojrzał na mnie zaskoczony, a wtedy wbiłam serafickie ostrze między jego żebra. Wyjęłam broń z jego ciała. Aby wykonać te kilka czynności musiałam użyć całej siły, która mi pozostała.
Mefit krzyknął i rozpłynął się, ale ja wiedziałam, że on jeszcze wróci.
Krew wypływała z rany na moim boku, dopiero teraz poczułam okropny ból przeszywający całe moje ciało. Jęknęłam cicho.
Spojrzałam na moją poranioną dłoń, po czym moje spojrzenie powędrowało na Jace'a, Aleca, Magnusa, a na koniec na Billa.
Upadłam, a później zrobiło się ciemno.
<Bill? Mueter?>

Od Muetera cd Susan

Bill i Susan wchodzili coraz dalej. Słyszeli warczenie, ale też śmiech Mefita.
-Jak tu wrócę, ma was tu nie być - powiedział Mefit i po chwili dodał - Mój syn ma zostać- i znikł. Bill gestem ręki kazał zostać Susan za sobą. Okno huknęło, a podłoga skrzypiała. W rogu coś było, jednak gdy padło na to światło księżyca, Susan krzyknęła. Tym czymś byłem ja.
Koło mnie leżały trzy ciała, a jedno w moich rękach. 


Nie byłem sobą. Głód był niewyobrażalny, a ojciec mnie podpuścił. Nie wytrzymałem i rzuciłem się na nie, na te biedne Nefilim. Jeszcze przez chwilę warczałem i z ust leciała niedopita krew. Dziękowałem jedynie, że nie było z nimi Kiry. Bill spokojnie do mnie podchodził, ale mój instynkt kazał co innego. W tamtej chwili chciałem wgryźć się w szyję Billa i złamać mu kark. Byłem na głodzie. Ciągle było mi mało, a to przez ojca, który mnie podpuścił. Dlaczego ja poszedłem do ojca a nie do Instytutu. Przełknąłem krew i ochłonąłem. Z wściekłego, chcącego mordu demona zmieniłem się w skruszonego chłopaka. Wydałem jęk rozpaczy. Odrzuciłem ciało i przycisnąłem kolana do klaki piersiowej. Krwi było tak dużo, że dotykała moich stóp. Zacząłem płakać i trząść się.
-Co ja zrobiłem....-wyjąkałem.
<Susan?>

niedziela, 24 lipca 2016

Od Susan cd Muetera

Spojrzałam na Kirę. Wiedziałam, co czuje, w końcu Mueter był również moim przyjacielem. Podeszłam do dziewczyny i położyłam dłoń na jej ramieniu.
-Nie martw się, znajdziemy go - powiedziałam uśmiechając się delikatnie.
Bill podszedł do nas i odchrząknął.
-Przepraszam, że przeszkadzam - zaczął - ale chyba wiem, gdzie on może być.
Spojrzałam na niego pytająco, a wtedy wskazał na stojący obok budynek. Nie podobał mi się, czułam bijącą od niego złą energię. Jednak po chwili powoli ruszyłam przed siebie, w stronę starego domu. Otworzyłam drzwi przy towarzyszącym temu skrzypieniu. W środku było ciemno, nie widziałam nawet własnej ręki.
-Susan, uważaj - usłyszałam Billa.
Poczułam jego rękę na swoim ramieniu. Wiedział, że się bałam. Ciemność była moim największym lękiem, nigdy nie wiedziałam, czy zaraz coś z niej nie wyskoczy, by mnie rozszarpać.
Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam kilka kroków w przód. Wyjęłam z kieszeni magiczny kamień, który zalśnił w mojej ręce, dając delikatne światło. Bill również wyjął swój, dzięki czemu zrobiło się jeszcze jaśniej.
Przeszliśmy przez kilka pokoi, aż w końcu dotarliśmy do jednego z większych pomieszczeń. Usłyszałam cichy śmiech. Wyjęłam serafickie ostrze.
-Proszę, proszę, proszę - z głębi pomieszczenia wydobył się męski głos. Ktoś wstał, zbliżał się powoli, by za chwilę wejść w pole światła. - Miło znów cię widzieć, głupia Nefilim.
-Mefit - warknęłam. Zmierzyłam go wzrokiem od góry w dół, po czym znów zawiesiłam wzrok na jego twarzy. - Rączka cała? Z tego co pamiętam, ostatnio odcięła ci ją jakaś głupia Nefilim.
-Tak, to prawda. Ale zregenerowałem się, jak widzisz.
-Dość gadania - warknął Bill. - Gdzie jest Mueter?
Mefit zaśmiał się głośno.
-Masz na myśli mojego syna? Jest tam - wskazał dłonią wgłąb ciemnego pokoju.
<Mueter?>

sobota, 23 lipca 2016

Otwarcie!

Blog znów jest otwarty! Doszło parę nowych rzeczy, myślę, że Wam się spodobają. Pojawiło się też parę nowych punktów w regulaminie!
Czekam na Wasze formularze i opowiadania! Zapraszam! :)
Szykują się też konkursy!
Kto wie, może któregoś dnia zorganizuję nabór na admina :)

Susan

piątek, 1 lipca 2016

Zawieszenie i reaktywacja

Blog znów zostaje chwilowo zawieszony, ponieważ dawni członkowie nie piszą opowiadań, a nowi nie przybywają. Na blogu zajdzie kilka zmian, później, a jeszcze nie wiem, kiedy to będzie, nastąpi reaktywacja. Mam nadzieję, że wtedy zgłosi się kilku nowych chętnych. Zaproszenia zostaną rozesłane na howrse, ale jeśli ktoś natknie się na ten blog, zapraszamy.


Susan