Następnego dnia czekałam na niego na korytarzu, przed jego pokojem. Zauważyłam przechodzącą niedaleko Laurę i pomachałam jej z uśmiechem. Odwzajemniła gest i szybko zniknęła za rogiem.
W końcu Bill wyszedł z pokoju. Uśmiechnął się do mnie miło. Zeszliśmy na dół. Tam czekał na nas powóz zaprzęgnięty w dwa szare koniki. Poklepałam jednego z nich po karku i uśmiechnęłam się. Zza powozu wyszła kobieta ubrana w różową suknię.
-Witam - odezwała się. - Jestem madame De'lapore i będę waszą przyzwoitką.
-Przyzwoitką? - zapytaliśmy jednocześnie.
Usłyszeliśmy cichy śmiech. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy śmiejącą się Laurę.
-Mała wiedźma... - szepnęłam.
De'lapore spiorunowała mnie wzrokiem.
-Co to za strój?! Spodnie!? Na damie!? Idź się przebierz, dziewczyno! Nie wracaj bez sukni! Raz, raz, raz!
Odwróciłam się i ruszyłam do swojego pokoju. W tej chwili pomyślałam, że poszczucie Laury i tej wielkiej De'srore moim tygryskiem byłoby wskazane.
Wróciłam ubrana w niebieską sukienkę o krótkich rękawach. Kiedy w końcu nasza przyzwoitka uznała, że wszystko jest w porządku, pozwoliła nam wsiąść do wozu.
Bill ujął moją dłoń, a dokładnie sekundę później oberwał w nią kijem od madame De'lasrol.
-Au! - syknął.
-Trochę kultury, chłopcze!
Popatrzył na nią morderczym wzrokiem. Żałowałam, że mojego tygryska z nami nie było.
Gdy chciałam dać Billowi całusa, zdzieliła mnie swoją pałką w głowę tak mocno, że pokazały mi się wszystkie gwiazdki.
-Udamy się na chwilę na stronę, madame - powiedziałam i poszłam z Billem parę metrów dalej.
-Chcę was mieć na widoku! - usłyszeliśmy.
-Ta kobieta jest nienormalna - mruknęłam. - Ale mam pomysł...
Wróciliśmy chwilę później.
-Madame De'lasro... De'lapore - powiedział Bill z uśmiechem. - Chcieliśmy podziękować za to, że pani tak nas pilnuje i uczy dobrych manier... Postanowiliśmy się pani odwdzięczyć i zrobiliśmy małą niespodziankę.
-Tam czeka na panią wóz - wskazałam czerwoną karocę. - Proszę do niej wsiąść.
Wykonała nasze polecenie.
-Teraz proszę zamknąć oczy.
Zrobiła to.
-Miłej podróży - powiedziałam do niej, podczas gdy Bill mówił woźnicy, że ma ją odwieźć gdzieś daleko, najlepiej do miejsca w którym ludzie się gubią i nie odnajdują.
Później z uśmiechem patrzyliśmy, jak karoca znika, stając się małą, czerwoną plamką.
<Bill?>